Zimą po Adriatyku żeglują tylko Polacy

Rejs Sylwestrowy 2007/2008: Czarnogóra – Chorwacja

Przy okazji robienia porządków natrafiłam na numer magazynu „Jachting” z 2008 roku, a w nim swój artykuł o niemal zapomnianym rejsie po Adriatyku z przełomu 2007/2008 – „Zimą po Adriatyku żeglują tylko Polacy”.

Podróż samochodem

Naszą przygodę zaczęliśmy od podróży samochodem do Kotoru w Czarnogórze. Wybraliśmy trasę nieoczywistą, prowadzącą przez Słowację, Węgry, Chorwację oraz Bośnię i Hercegowinę.

Drogi, często wijące się serpentynami, oferowały spektakularne widoki na potężne, skaliste i pokryte śniegiem góry. Najbardziej zapadł mi w pamięć wąski, drewniany most nad kanionem rzeki Piva, łączący Bośnię i Hercegowinę z Czarnogórą. Przeprawa po tym moście przypominała scenę z filmu przygodowego.

 

Kotor

Rankiem, gdy wypływaliśmy z Kotoru, nad zatoką unosiła się mgła. Była tak gęsta, że oddzielała góry od ich odbicia w spokojnej wodzie.

Poczuliśmy się, jakbyśmy znaleźli się na alpejskim jeziorze, otoczonym mistycznym krajobrazem. Nie bez powodu Zatokę Kotorską nazywa się adriatyckim fiordem.
Przepływając obok malowniczych wysepek – Sveti Djordje oraz Gospa od Skrpjela – mieliśmy wrażenie, że unoszą się one ponad taflą wody, co potęgowało surrealistyczną atmosferę tego miejsca.

 

Dubrownik

Po dopłynięciu do Dubrownika odkryliśmy, że marina była prawie całkowicie opustoszała, z wyjątkiem czterech jachtów – wszystkie z polskimi załogami.
Pracownik kapitanatu, z uśmiechem, skomentował naszą obecność słowami: „Very brave Polish people! We have only Polish guests here now, in winter.”
Teraz już wiesz, skąd pomysł na tytuł artykułu.


Z Dubrownika skierowaliśmy się w stronę wyspy Mljet, do miejscowości Polace. Dotarliśmy tam już po zmroku i niemalże wpadliśmy na skały przy wejściu do zatoki. Niebezpieczne skaliste formacje nie były widoczne na jachtowym chartplotterze, ale dzięki dodatkowym, starym mapom na laptopie oraz reflektorowi udało się uniknąć katastrofy.

 

Korczula

Następny przystanek – Korczula, którą znałam i lubiłam z wcześniejszych rejsów. Tym razem wyspa była jednak zupełnie inna. W marinie byliśmy jedynymi gośćmi, a miasteczko wyglądało jakby zapadło w zimowy sen. Wszystkie sklepy i restauracje były zamknięte, a jedynymi towarzyszami naszej wizyty były wygłodniałe, dzikie koty.

 

Ech, kim byłbym, gdyby nie wspomnienia?

Żeglowanie zimą po Adriatyku było niezwykłym doświadczeniem. Całkowicie obca sobie załoga szybko znalazła wspólny język, wytyczając wspólnie trasę i dzieląc radość z odkrywania nowych miejsc. Z tej wyprawy zrodziła się trwała przyjaźń, bo nic nie łączy ludzi tak, jak wspólna pasja i obcowanie z naturą.

Myślę, że najwyższy czas, aby tam wrócić. Jachty pewnie są już inne, ale wciąż czekają na odważnych żeglarzy.

 

Written by Agnes