Życie w trybie slow motion

Tak żyje się na wyspie Bornholm, spokojne i bez pośpiechu.
Tu czas wcale nie zwalnia, to ty zwalniasz i zyskujesz przestrzeń, by naprawdę zobaczyć i usłyszeć siebie.

Mało ludzi, dużo przestrzeni. Też wypatrujesz takiego miejsca?

Bornholm to niewielka duńska wyspa często nazywana „perłą Bałtyku”, leżąca bliżej Szwecji niż kontynentalnej Danii. Ma zaledwie 30 na 40 kilometrów i mieszka tu niecałe 40 tysięcy ludzi, więc jest spokojnie, cicho i lokalnie. 

Południe wyspy to miejsce dla tych, którzy kochają plaże, te piaszczyste i prawie puste. Natomiast północ to skaliste klify, ostre linie brzegowe i surowe piękno.

Załadowaliśmy z mężem auto na prom i w niecałe cztery godziny byliśmy na miejscu.


Podróż mierzona w nowych znajomościach, a nie w pokonanych kilometrach

Wybrałam się w podróż bez planu, bez presji zwiedzania czy robienia czegokolwiek.
Nie zawsze da się albo trzeba zaplanować wszystko. Czasem warto świadomie sobie odpuścić, pozwolić rzeczom płynąć w swoim tempie, a wtedy nastąpi to, co powinno nastąpić. Pojawi się jakby znikąd, a właściwie z naszej ciekawości i otwartości na to, co nas otacza.

I tak właśnie było na Bornholmie.

Spokojny długi spacer po plaży, kilka spotkanych osób po drodze… Już miałam zawrócić, gdy przyciągnęły mnie kolorowe kamienie ułożone na skalnych półkach. Mała galeria z „obrazami”, każdy z innym motywem, każdy piękny i pokazujący wyspę oczami artysty.

Po chwili pojawiła się rodzina, którą mijałam wcześniej. Tak, to była ich galeria, a właściwie dzieło córki, Marlene. Tak nawiązała się fajna znajomość.
– Przyjdź jutro – zachęcała Marlene. – Będą nowe rzeczy.
I jak obiecała młoda artystka, w galerii przybywało nowych dzieł sztuki.

W ostatnim dniu Marlene zaproponowała mi, abym wybrała sobie coś na pamiątkę. Zdecydowałam się na kamień z okiem. Bo moje oko dostrzegło tę galerię, a może to oko mnie wypatrzyło i ściągnęło wzrokiem?


Cisza z zewnątrz robi miejsce w środku

Kiedy wchodzisz w tryb slow motion, otwierają się zmysły.
I nagle słyszysz swój własny oddech.
Słowa, które nie zostały wypowiedziane.
Potrzeby, które do tej pory ginęły w chaosie wszystkich spraw.

Patrzysz na kamień porośnięty glonami i czujesz się ukołysana.
W kępce wodorostów na piasku, które obmywają fale, dostrzegasz serce.
Nawet kamyki, o które potykasz się na plaży uśmiechają się do Ciebie.

To nie iluzja. I nie zwariowałam.
Kiedy znika cywilizacyjny hałas i rezygnujesz z natłoku bodźców, zaczynasz widzieć inaczej.
Przestajesz rozglądać się w pośpiechu zmęczonymi oczami, a zaczynasz widzieć oczami swojej prawdziwej natury. Zaczynasz widzieć świat takim, jaką jesteś w środku.

Można po prostu… być

Może tak miało być, że to nie ja miałam plan na wyspę, tylko wyspa na mnie.
Szeptała: Zwolnij. Nie musisz nic więcej. Wystarczy, że jesteś.

Zamiast gonić od atrakcji do atrakcji, można po prostu… być. I w tym „byciu” zadziało się najwięcej. Uporządkowałam chaos w swojej duszy.

Olga Tokarczuk napisała, że gdyby spojrzeć na świat z góry, zobaczylibyśmy ludzi biegających w pośpiechu, spoconych i bardzo zmęczonych i ich dusze, które nie nadążają za swoimi właścicielami.
Dusze wiedzą, że zgubiły swojego właściciela, ale ludzie często nawet nie zauważają, że zgubili własną duszę.
Może największą odwagą dzisiaj jest umieć się zatrzymać i poczekać na siebie.

Written by Agnes